Niemcy sami siebie powinni ukarać za brak empatii dla imigrantów
Straszenie krajów europejskich przez UE karami finansowymi za niechęć przyjmowania uchodźców brzmi dość dwulicowo w przypadku gdy groźbę wypowiada kanclerz Niemiec Angela Merkel. Temat azylu może się stać największym przyszłym europejskim projektem, który pokaże, czy jesteśmy rzeczywiście zdolni do wspólnego działania – podkreśliła.
Przecież to nie kto inny jak Niemcy odmówiły wpuszczenia Polaków do swojego kraju, wprowadzając okres przejściowy. Gdzie była wówczas europejska solidarność chociażby z Wielka Brytanią, która rynek pracy dla Polaków otworzyła już w 2004 roku? (Niemcy wpuściły Polaków oficjalnie na swój rynek pracy w 2011, czyli 7 lat później). Niemcy miały w tym interes finansowy. Brak nadania polskim pracownikom w 2004 roku, którzy już pracowali w Niemczech na czarno, praw równorzędnych z ich obywatelami wiązało się nie tylko z ochroną ich rynku pracy ale i przede wszystkim z korzyściami finansowymi: pracownicy nie mogli korzystać z przysługującego obywatelom niemieckim wsparcia finansowego. Przecież to Niemcy były i są najpopularniejszym kierunkiem migracji zarobkowej Polaków – 43%, Anglia 25% (CBOS).
Przez ostatnich kilka lat, w Wielkiej Brytanii podnoszony był argument przeciwko imigracji z krajów Unii Europejskiej wskazując jako problem Polaków. Czy zatem Wielka Brytania nie powinna zadać pytania Niemcom dlaczego nie otworzyły rynku pracy dla Polaków 7 lat wcześniej?
Dziś kiedy jest mowa o setkach tysięcy uchodźców, które przybywają do Europy z Bliskiego Wschodu i Azji, Niemcy i Bruksela narzucają krajom członkowskim liczby grożąc karami finansowymi za brak „solidarności”. Jednak w sprawie Polaków Niemcy zostawiły sobie 7 lat jako na ochronę swojego rynku pracy. Czy zatem Polska, Czechy, Węgry nie zasługują na takie samo prawo ochrony swojego rynku pracy? Czy na pewno są gotowe i czy nie doprowadzi to do zatrudniania uchodźców na czarno?
Rysa na Unii Europejskiej
Oczywiście w przypadku uchodźców nie możemy mówić o tym, że osoby te nie są obywatelami Unii więc im się pomoc nie należy. Tysiące z nich na pewno na pomoc zasługuje. Tylko, że cena tej pomocy może być bardzo wysoka – rozpad UE.
Pierwszym, który może stracić poparcie jest Premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Kiedy w ubiegły piątek ogłosił, że Wielka Brytania przyjmie 20 000 uchodźców z Syrii, (wbrew wcześniejszym protestom, na które nie miał argumentu) natychmiast poleciała w dół jego popularność wśród samych Torysów. Jakby na domiar złego badania w sprawie referendum na temat pozostania UK w strukturach EU wykazały natychmiast, że większość obywateli będzie za opuszczeniem EU. Dlaczego tak się stało? David Cameron godząc się na przyjęcie uchodźców wszedł na własna minę. Kilka lat propagandy antyimigracyjnej sączonej przez media prawicowe i polityków zrobiło swoje. Brytyjczyków ogarnęła psychoza anty-unijna i anty-europejska. W każdym brytyjskim domu dyskutuje się co dnia na temat, iż imigrantów z Europy jest za dużo. Naciągane statystyki miały pokazać ile Europejczycy kosztują Wielką Brytanię (pomimo, iż znakomita większość z nich pracuje i pomimo, iż w ciągu ostatnich 10 lat po studiach i kursach uniwersyteckich zostało w Wielkiej Brytanii 1,5 mln studentów z Azji i Afryki, którzy powinni wrócić do swoich krajów i pomimo, że przybyło 1.5-2 mln nielegalnych uchodźców z tychże krajów (co daje łącznie kwotę wyższą niż ilość przybyłych migrantów z UE (około 2.5 mln) w ciągu ostatnich 10 lat. W tej atmosferze niechęci do imigrantów Premier podjął decyzję o przyjęciu kolejnej kwoty – uchodźców. Czy pomoże mu to, że chce ich przywieźć bezpośrednio z Syrii? Każdy z uchodźców otrzyma wizę humanitarną na 5 lat.
Gdyby referendum o pozostaniu UK w Unii odbyło się dzisiaj ponad 51% obywateli głosowałoby przeciwko (donosi Survey Poll podany przez Mail on Sunday – 6 wrz)
We wtorek 08 września odbędzie się debata w sprawie uchodźców. Rząd chce przeznaczyć 100 mln funtów na pomoc uchodźcom. Partia Pracy domaga się aby zmienić kwoty przyjmowanych uchodźców na 4 tys rocznie.