Jak Kanadyjscy nauczyciele ograli Brytyjczyków na ich własnej loterii
„Lotto pogarszało się latami a teraz jest po prostu śmieszne” powiedział jeden z wściekłych klientów loterii po ostatnich zmianach.
Camelot – kanadyjska firma, która odkupiła brytyjska firmę loteryjną za 385 milionów wprowadziła ostatnio zmiany, które rozczarowały klientów.
Nie będzie się już wygrywać jednego miliona dwa razy w tygodniu na dodatkowym numerze seryjnym „raffle number”. Zamiast tego podniesiono wygraną za 6 cyfr (5 + 1 numer) z 50.000 na 1 mln. Niewielu pamięta ale dodatkowa opcja „Raffle number” została wprowadzona aby umotywować 100% podwyżkę ceny kuponu. W 2013 roku jeden zakład, który kosztował jednego funta podrożono do dwóch funtów . Firma z Kanady, która okazała się związkiem rencistów nauczycieli postanowiła ograć Brytyjczyków ich własną grą narodową i wkrótce po przejęciu firmy podwyższyła cenę zakładu o 100%. Wytłumaczeniem było, że gracze tak naprawdę płacą za dwie gry a nie jak poprzednio za jedną: jedna gra to standardowy zakład a druga opcja wygranej to tzw. „raffle number” dodatkowe oznaczenie biletu na które można dwa razy w tygodniu wygrać po milionie. Oczywiście wygrana dotyczyła zawsze tylko jednego gracza z kodem typu: RUBY24507845, PINK78960000 (KOLOR+ 8 liczbowa seria). Czasem, okazyjnie losowano aż dwadzieścia dodatkowych nagród po milionie każda. Obecnie po zmnianach, druga gra, która motywowała podwyżkę cen zakładu stała właścicielom na przeszkodzie i nie będzie realizowana. Po podniesieniu ceny o 100%, emerytowani nauczyciele z Kanady, którzy stali się właścicielami brytyjskiej loterii narodowej, postanowili ponownie ograć Brytyjczyków wprowadzając utrudnienie w wygrywaniu czegokolwiek. Wcześniejszą loterię, w której trzeba było wytypować 6 liczb z 49 zamieniono na loterię typu: 6 liczb z 59-ciu. Podwyższenie ilości numerów z których trzeba trafiać swoje skutecznie obniżyło możliwość trafiania liczb i zaczęły się kumulacje. Kumulacje dla wydawcy losów są efektem pożądanym – przyciągają większą ilość grających. Nauczyciele z Kanady ponownie wygrali powodując w loterii kumulacje i przez to przyciągając większą liczbę grających, którzy chcieli wygrywać dużo. Zamiast miliona oferowano 7 milionów. To zawsze działa na wyobraźnię graczy i ci co nie potrafili wygrać miliona zaczynają wydawać znacznie więcej na zakłady, kiedy mogli grać o wyższą stawkę. Kanadyjczycy wiedzieli co robią i jak ogłupić Brytyjczyków. Ci, którzy byli odpowiedzialni za sprzedaż licencji Kanadyjczykom, albo nie byli zbyt rozgarnięci, albo napchali prywatne kieszenie górą pieniędzy. Na losowaniach w miejscach przeznaczonych na wygrywających zaczęły pojawiać się puste miejsca. Przykład z 1 września 2018. Wysokość nagrody głównej to prawie 8 milionów. Ilość trafień 5+1 = 0, ilość trafień 6-tki = 0. Wypłacono 47 nagród za piątki w wysokości ok. 1600 funtów każda. I tak było często. Reklamowano do wygrania miliony a płacono po tysiąc funtów. Reklamowano jeszcze więcej milionów i znów płacono tysiące. Ostatnia zmiana reklamowana jest jako podwyżka dla wygrywających z 5+1 liczbami (która pada rzadko bo 5+1 trudniej trafić niż zwykłą szóstkę (są to naprawdę dwa osobne zestawy liczb, które zmniejszają drastycznie przypadkowość) a zabiera się jednocześnie możliwość wygrywania na „raffle number”, który musiał być wylosowany. Wprowadzenie dwóch zestawów liczb, z których ma być wylosowana nagroda główna było kolejnym gestem, który znacznie utrudnia wygraną.
To jednak nie koniec. Kanadyjczycy wymyślili, że będą Brytyjczyków ogrywać na podatku. Znaleziono dziurę prawną, na którą Brytyjczycy nie wpadli: drukowanie zastępczych losów. Jak wygląda ten przekręt, na którym tracą podatnicy? Wiadomym jest, że tylko wybrańcy wygrywają miliony. Pozostali tylko tysiące a inni zaledwie po kilka funtów. Firma Camelot przyjęła, że z powodu psychologii będzie płacić tyle, ile kosztuje jeden zakład, aby zachęcić grających do wydania tych pieniędzy na kolejny zakład, lub żeby mieli poczucie, że nic nie stracili, bo zakład im się zwrócił. I takich zwycięzców było najwięcej. Ale kiedy dziesiątki tysięcy ludzi wygrywa dwa funty, to chociaż jest to ważny bodziec psychologiczny, który trzyma go przy graniu na loterii, to przecież coś można zrobić, aby te pieniądze jeszcze lepiej pracowały dla właściciela licencji lotto. Emerytowani nauczyciele z Kanady myśleli, myśleli i wymyślili jak będą ogrywać Anglików. Wymyślili, że nie będą im dawać gotówki do ręki. Po co? Jeszcze by któryś postanowił zatrzymać 2 funty w kieszeni i zrobić przerwę w grze a to nie jest coś co Camelot pożąda. Zatem zaprzestano wypłacać nagrody pokrywające zakup nowego biletu (lub zwracające koszt zakupu poprzedniego). Camelota nie obchodzi już nasza psychika i poczucie, że coś nam się zwróciło, więc zmusza do zakupu nowego biletu. Jak? To proste. Automatycznie drukowany jest „free lucky dip” – darmowy bilet na następne losowanie. Jedyną rzeczą na którą ma wpływ osoba, która wygrała 2 funty to wybór losu na środę lub sobotę. Ta pozorna uprzejmość ze strony Camelota powoduje tylko, że strata dwóch wygranych funtów na korzyść Camelota będzie tylko odłożona w czasie, ale przecież ona nastąpi. Nie ważne czy będzie to najbliższa sobota, czy następna środa, ale klient straci. Wiadomo przecież ze statystyki, że trafić liczby można co jakiś czas a nie seryjnie, więc te pieniądze z wygranej prędzej czy później trafią z powrotem do Camelota. To że jest to zmuszanie do hazardu Brytyjczycy jakoś do tej pory nie ogarnęli. Ale Kanadyjczycy za to ogarnęli jak na tym wymuszaniu zakładów się wzbogacić. Robią to unikając podatku. Kiedy sprzedają nowy zakład na loterii zawierana jest transakcja, od której Camelot musi zapłacić podatek. Kiedy go nie sprzedają, nie płacą i dlatego od wydrukowanego nowego zakładu w ramach nagrody nie odprowadzają podatku. Nazywają to „ticket replacement” czyli wymienienie biletu (czy zakładu na loterię). Ten kruczek prawny pozwala im unikać podatku a biorąc pod uwagę, że jednocześnie zmuszają ludzi do udziału w kolejnym losowaniu przynosi firmie same korzyści. Tak naprawdę, nie jest to żadna „wymiana biletu” bo wymieniany bilet jest już nie ważny a nowy posiada inną datę. Nie można zatem zamienić czegoś co nie ma wartości na całkiem nowy zakład w innym terminie bo jest to już nowa transakcja. Wymuszona na poprzednim graczu, któremu oferuje się nowy kupon ale z nowymi liczbami i terminem.
Wściekli gracze loterii po ogłoszeniu zmian ogłosili swoją frustrację u organizatorów losowania, a niektórzy nazwali zmiany „hańbą”.
Inny komentator powiedział: „Można było przynajmniej coś wygrać. Z biegiem lat było gorzej, ale teraz jest to absurdalne.”
Inny klient pisał: „To jest mój ostatni miesiąc stałego zamówienia, ponieważ jest to wyraźnie zdzierstwo. Bye.”
Przedstawiciele Camelota podkreślają, że zablokowano kumulowanie nagrody głównej w nieskończoność i za którymś razem trzeba będzie ją podzielić pomiędzy tych co trafili najwięcej numerów. Czy to jednak wystarcza aby przekonać do grania tych, którzy przez rok, dwa nie wygrali zupełnie niczego lub dostali nowy kupon z liczbami na chybił trafił za darmo?
Regulator Loterii Narodowej „National Lottery Commission” wydaje się nie robić zupełnie niczego. bo się nie zna lub bierze pieniądze prywatnie. Dlatego Loteria w Wielkiej Brytanii nie daje już przyjemności z grania a prowadzi do coraz większej frustracji grających.
Plan rencistów z Ontario (Kanada) obsługuje ponad 250 tysięcy nauczycieli rencistów przynosi Kanadzie milionowe zyski. Jak na razie to oni są najbardziej zadowoleni ze skubania angielskich graczy.
Jednak to nie ko0niec możliwości skubania Anglików. Camelot uniknął podatku korporacyjnego. Tylko w latach 2012-13 Camelot zaoszczędził 10 milionów funtów podatku na pożyczce otrzymanej z Channel Islands Stock Exchange wykorzystując dziurę prawną w Anglii. Angielski urząd podatkowy wykazał się ogromną naiwnością, wysyłając dokument dotyczący dyskusji na temat zamknięcia dziury podatkowej do… grupy osób zainteresowanych aby tego nie robić.