Wspomnienie o obrońcach Westerplatte

Westerplatte
Mat Bernard Rygielski na zdjęciu z obozowym kolegą Józefem Sławeckim.

Bernard Rygielski urodził się 22 lutego 1910 r. w Toruniu.
Walczył w czasie II wojny światowej od pierwszego dnia z hitlerowskim najeźdźcą jako dowódca placówki Fort. Na Westerplatte trafił już 6 lutego 1939 roku. Ciężko ranny podczas bombardowania trafił do niewoli jenieckiej. Wojnę spędził w Stalagach: I A, I B, VI C , VI-J, VI-K. Z początkiem 1945 r. wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie wstąpił do Polskiej Marynarki Wojennej. Służył na ORP „Conrad” i ORP „Błyskawica”. W latach 1947- 1949 pełnił funkcję motorzysty okrętowego w Jednostce Wojskowej Nr 542. Po przejściu na emeryturę został przewodnikiem po Wartowni nr 1 na Westerplatte. Zmarł 3 grudnia 1984 r. Odznaczenia: Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari (1960 r.), Brązowy Krzyż Zasługi (1947 r.), Odznaka Grunwaldzka (1960 r.).
Obroną Westerplatte dowodził Mjr Sucharski jednak później kierował nią kapitan Franciszek Dąbrowski, herbu Jelita, który miał pochodzenie ziemiańskie. Film „Westerplatte” Różewicza z 1967 roku koncentrował się jako na dowódcy na Henryku Sucharskim, z uwagi, iż w latach gdy go kręcono, cenzura nakazywała go lansować bo miał pochodzenie chłopskie. Dąbrowski chciał utrzymać odzyskaną przez Polskę niepodległość za wszelką cenę, nawet za cenę życia. Sucharski widząc beznadziejność sytuacji chciał kapitulować.
W nowszym filmie „Westerplatte” Chochlewa z 2013 roku, jest scena jak mat Bernard Rygielski (którego grał Jakub Wesołowski) pod koniec obrony otrzymuje rozkaz kapitulacji. Wydaje wtedy rozkaz „Bagnet na broń” i z garstką żołnierzy rusza do samobójczego ataku.
Wspomnienia żołnierzy po wojnie wyświetliły fakt, że mjr Sucharski otrzymał od szefa gdańskiego komisariatu podpułkownika Sobocińskiego informację pozwalającą przygotować placówkę do obrony. W przeddzień wojny mjr Sucharski znał dokładną datę niemieckiego ataku. Sucharski nie podzielił się wiadomością ze swoim zastępcą Dąbrowskim. Świadkiem rozmowy Sucharskiego ze Sobocińskim był plutonowy Wróbel.
Adolf Hitler wyznaczył jako dzień zdobycia składnicy na 2 września. Rozwścieczony pierwszymi niepowodzeniami nakazał zbombardowanie placówki. Dwa niemieckie dywizjony bombowców nurkujących wystartowały z lotniska o godz. 17.30 dnia drugiego września 1939 roku. Około 35 ton bomb zrzucono na Westerplatte w ciągu 45 minut. Bombardowanie nie przyniosło większych uszkodzeń koszar, na które były skierowane główne bombardowania, ale ciężko wystraszyły Sucharskiego, który wydał decyzję już 2 września o wywieszeniu białej flagi.
Flaga została ściągnięta przez zastępcę Sucharskiego – Dąbrowskiego. Nie wyklucza się, że żołnierz, który wywiesił białe płótno został na miejscu zastrzelony przez swojego. Niemcy jednak dostrzegli biały materiał i być może dlatego po bombardowaniu nie miało miejsca masywne szturmowe natarcie, które mogło już wtedy przesądzić o losach placówki. Natarcie, które miało miejsce, jak wspomina Jan Lelej, odparto.
Dąbrowski zastępował Sucharskiego i dowodził dalej obroną gdy ten doznał ataku padaczki po bombardowaniu. Dopiero siódmego dnia podjęto decyzję o kapitulacji nie doczekawszy się wsparcia. Anglia w nocy z 3-4 września zrzuciła na Niemcy 6 mln ulotek.
Kapitan Franciszek Dąbrowski, który walczył na Westerplatte, ziemianin, urodził, się w Budapeszcie a gimnazjum ukończył w Wiedniu. Był potomkiem Generała Dąbrowskiego, twórcy Legionów Polskich we Włoszech. Od najmłodszych lat wyczekiwał odzyskania niepodległości przez Polskę i w 1928 r ukończył szkołę podchorążych w Warszawie.
Strzelec Jan Lelej, który walczył pod rozkazami mata Rygielskiego tak opisywał walki na Westerplatte:

„Po jakimś czasie, pełniąc służbę przed wartownią, usłyszałem wystrzał z pistoletu na terenie Gdańska . Nie miałem wtedy zegarka, ale dochodziła 5 rano. Nie zdążyłem zawiadomić dowódcy warty, bo posypały się trzy wystrzały armatnie na teren naszej wolnej ziemi, wojska niemieckie przekroczyły naszą granicę. Szturm wojsk nieprzyjaciela, ogień z pancernika, pierwsi ranni i zabici, samozapalające się pociski. Piekło. Rozkazem dowódcy jednostki nasza załoga na wartowni nr 5 została podzielona na dwie grupy. Jedna grupa wraz z dowódcą pozostała na wartowni, a druga grupa (w tym ja) poszła ubezpieczać plażę. Dowódcą mojej grupy był mat Rygielski. Trzeba było ubezpieczać teren od strony plaży przy pomocy działa. Było tam dwóch żołnierzy, pozostali obrali siedzibę w schronie podziemnym niedaleko plaży i wartowni nr 5. Wieczorem otrzymałem rozkaz aby wyczołgać się w stronę bramy kolejowej na czujkę, a na wypadek nagłego ataku nieprzyjaciela powiadomić swoje gniazdo oporu. Zapadła ciemna noc, która na zawsze pozostała w mojej pamięci. Po zajęciu wyznaczonego stanowiska nie musiałem długo czekać na powiadomienie swojego gniazda obronnego o natarciu, gdyż Niemcy przy wsparciu reflektorów zaczęli ze wszystkich stron napierać na nasze pozycje obronne. Nie mogłem powiadomić swoich za pomocą pistoletu, bo zdradziłbym swoją pozycję. Użyłem do tego granatu, wyrzucając go dość daleko. Wtedy posypały się pociski w obrębie wybuchu granatu. Walka wzmogła się z obu stron, leżałem przykuty do ziemi, czekając na swoją zmianę. Kiedy ogień zaczął cichnąć, Niemcy zaczęli się wycofywać, postanowiłem czołgać się w stronę powrotną wyrzuciwszy resztę granatów w stronę cofających się Niemców.
Po powrocie, było już 2 września o świcie, po wymianie krótkich przyjacielskich rozmów otrzymałem kolejny rozkaz udania się do koszar z meldunkiem i przyniesienie posiłku kolegom. Wyprawa do koszar nie obyła się bez przeszkód. Niedaleko koszar stała drewniana szopa, w której garażował samochód dowódcy jednostki. Kiedy tamtędy przechodziłem w szopę trafił pocisk armatni i tak padłem ranny w prawe kolano. Czołgałem się dalej jak mogłem, i chyba bardziej byłem oszołomiony wybuchem niż rannym kolanem. W koszarach okazało się, że rana wcale nie jest groźna i wieczorem po opatrzeniu rany lekarz wyraził zgodę na powrót na pozycję. Przed wieczorem byłem z powrotem wśród swoich kolegów z prowiantem.
Godzina 17.30 atak lotniczy 47 nurkowców hitlerowskich na Westerplatte. Łuny ognia, smugi dymu, ogromne drzewa wyskakujące z ziemi jak buraki cukrowe spod kombajnu. Wartownia nr 5 przestaje istnieć. Część załogi pozostała tam na wieczny spoczynek, tylko jednego udało się wyciągnąć spod zwału gruzów. Po nalocie kolejne natarcie wroga, ale i tym razem zostało odparte.
3 września spada kolejna lawina ognia , i znów po ciężkim wysiłku załogi atak został odparty.
4 września nad ranem znów pod obstrzałem artylerii i baterii lądowych, do ognia dołączono miotacze min o dużym kalibrze. A pomoc wciąż nie nadchodziła.
5 września od rana niemal nieprzerwany nawał ognia artyleryjskiego. Załoga jest coraz bardziej wyczerpana.
6 września od rana huraganowy ogień pancernika i baterii lądowych, wieczorem próba spalenia Westerplatte żywcem. Ogień nieprzyjaciela powoduje coraz większe zniszczenia.
7 września nad ranem przestaje istnieć wartownia nr 2, jako punkt oporu. O godzinie 10.15 z uwagi na ogólną sytuację na frontach w całym kraju jak i na wyczerpanie załogi i brak jakiejkolwiek pomocy następuje kapitulacja.” (fragment pamiętnika strzelca Jana Leleja – obrońcy Westerplatte, 15 grudnia 1984).

Opracował: Andrzej Rygielski

Możliwość komentowania została wyłączona.