Świat

Rosyjski atak w Syrii zadziwił NATO kilkukrotnie!

Atak rakietowy na bazy ISIS w Syrii przeprowadzono z okrętów zakotwiczonych na Morzu Kaspijskim – to ponad 1500 kilometrów od celu.

Zdziwienie wywołały nie tylko rakiety dalekiego zasięgu, których miało nie być na Morzu Kaspijskim (miały się tam znajdować rakiety o zasięgu 300 km). Bardziej zadziwiające jednak jest to, że są one wystrzeliwane ze statków o wyporności mniejszej niż 1000 ton.

„Tymczasem należy pamiętać, że Amerykanie montują swoje Tomahawki na krążownikach typu Ticonderoga i niszczycielach typu Arleigh Burke o wyporności około 10000 ton, Francuzi – rakiety manewrujące MdCN na fregatach FREMM o wyporności 6000 ton, a Polacy budując nowe okręty nawet nie pomyśleli, by zamontować na nich to, co po kryjomu zrobili Rosjanie. A w ten sposób to władze na Kremlu uzyskały instrument niejądrowego odstraszania i militarnego nacisku. W Związku Radzieckim był on traktowany z lekceważeniem, ale pod wpływem Amerykanów to podejście się najwyraźniej zmieniło.” – donosi portal Defence24.




Oznacza to, że Rosja z Morza Kaspijskiego może atakować wszystkie państwa Bliskiego Wschodu. Natomiast z Morza Czarnego mogłaby zaatakować połowę Europy.  Także na Morzu Czarnym znajdują się okręty rakietowe typu Bujan-M, które mogą być podobnie wyposażone w rakiety manewrujące o zasięgu ponad 2000 km. Takie okręty na Bałtyku sprawiłyby, że żaden system przeciwlotniczy nie byłby w stanie skutecznie chronić państw. Film wideo udowadnia, że pociski są wystrzeliwane częściej niż co 5 sekund. Korwety Sterieguszczyj o wyporności 2220 ton, znajdujące się na Bałtyku mogą zostać wyposażone łatwo w wyrzutnie rakiet dalekiego zasięgu.

Kolejne zdziwienie wywołało zastosowanie uproszczonych procedur przy odpalaniu pocisków manewrujących. W USA odpalenie pocisków Tomahawk wymaga zgody najwyższych władz. W przypadku Rosjan wystarczyło precyzyjne określenie celu.

 

Podobne:
Putin zmienia mapę świata