Ruszyły strajki w sektorze publicznym: straż pożarna i służby policji.
W noc sylwestrową nie było bezpiecznie na ulicach Londynu. 7500 pracowników cywilnych policji dołączyło do strajku straży pożarnej. O tej porze roku strażacy nie tylko odpowiadają na wezwania do pożarów. Muszą pracować także przy zagrożeniach powodziowych i usuwając skutki sztormowej pogody. Służby zdecydowały się na strajki jako najbardziej skuteczną metodę walki z rządowymi cięciami.
Policja Metropolitalna nie zezwoliła swoim pracownikom na branie dnia wolnego, aby poradzić sobie z zabezpieczaniem porządku, tym bardziej, że strajkowały też służby odpowiedzialne za przyjmowanie wezwań.
Cięcia rządu Camerona w sektorze publicznym już od długiego czasu są krytykowane jako zbyt szerokie i zbyt głębokie. Tym razem rząd postanowił wyrzucić z pracy 60-latków, za to, że nie mają tak szczupłej sylwetki jak 20-latkowie.
W Sylwestra 7500 pracowników cywilnych policji wszczęło 24- godzinny strajk, z uwagi na fakt, że 1% podwyżka nie wyrównuje inflacji. Jest to szczególnie ważne w takich ośrodkach miejskich jak Londyn, gdzie minimalna stawka godzinowa wynosząca po ostatnich podwyżkach 6.31/h jest grubo poniżej minimum życiowego, które wynosi 8.55f w/g Living Wage Foundation.
8.55 funta na godzinę jest minimum życiowym obliczonym dla Londynu. Dla reszty kraju ma to być 7.45 funta za godzinę pracy.
Sprawa podniesienia minimum płac do stawek minimum życiowego ma stać się priorytetem Eda Millibanda w nadchodzących wyborach.
Strajki służb w Londynie są początkiem wystąpień, które mogą nasilać się przed wyborami. Obecnie rząd Camerona nie chce reagować na naciski mówiąc, że nie ma pieniędzy.
Na początku grudnia ubiegłego roku w Parlamencie odbyła się natomiast dyskusja na temat podwyżek uposażeń posłów o 2 tys. miesięcznie. Niektórzy posłowie motywowali to faktem, iż kraj wychodzi z recesji i osiąga coraz lepsze rezultaty rynkowe.
Tuż przed świętami gazety drukowały zdjęcie uśmiechniętego Camerona i prognozy dla Wielkiej Brytanii, która już już ma wyprzedzić godpodarkę Francji, a do 2025 Niemiec.
Christopher Smallwood, główny doradca ekonomiczny w Barclays Plc, zamieścił informację w raportach bankowych, iż wielka Brytania ma od 2020 roku zacząć wyprzedzać gospodarkę Niemiec aby zaraz potem zacieśnić z nią współpracę i stać się najsilniejszą gospodarką Europy do 2025 roku.
Jakby cieniem na tych wielkich planach położył się niewinny z pozoru incydent: śmierć 26-latka, szefa kuchni z Blakeney (Norfolk). Paul Nelson, bo o nim tu mowa, zmarł na wylew krwi do mózgu po dwugodzinnej agonii i oczekiwaniu na ambulans. Paramedyk, który pojawił się w mieszkaniu po 15 minutach, dwukrotnie – zły i poirytowany, wzywał ambulans – daremnie. Ambulans przybył po 2 godzinach.
Kiedy robiono badania w szpitalu pacjent przestał oddychać.
Czas oczekiwania na ambulans przekroczono kilkukrotnie. Minister zdrowia Norman Lamb zażądał od służ paramedycznych szczególnego podejścia do pracy w terenach wiejskich.
Przypadek tak długiego oczekiwania na ambulans nie jest czymś wyjątkowym, a ponieważ staje się on wręcz nagminny, oskarża się także rząd, który cięciami budżetowymi spowodował utratę wykwalifikowanych pracowników i wydłużenie oczekiwań ambulansu. Okazało się także, że wielokrotnie do transportu ofiar wypadków drogowych używa się radiowozów policyjnych.
Na takim tle, kiedy etaty różnych służb publicznych są likwidowane a pensje pozostają na poziomie minimalnym, nie wydaje się, że Wielka Brytania ma prostą drogę do bycia numerem jeden w Europie, a jeżeli już, to rząd Camerona usiłuje to uzyskać kosztem życia i zdrowia społeczeństwa.
Kolejne strajki zapowiadane są w Anglii i Walii pomiędzy 6.30 i 8.30, w dniu 03 stycznia 2014.
Możliwość komentowania została wyłączona.