Wielka Brytania

Anglia: Polak pobity w pracy

Paweł Dakowicz
Paweł Dakowicz o Polakach w Anglii: „Są wyjątki, ale w większości jesteśmy ludźmi zasługującymi na szacunek”

Paweł Dakowicz przyjechał do Anglii w lutym 2009 z Białegostoku. Nie musiał wyjeżdżać. Jest człowiekiem wykształconym i zaradnym. Z zawodu jest technikiem elektrykiem, zna angielski. Los go tutaj jednak skierował.

Jak każdy młody człowiek ma swoje fascynacje. Kibicował Białostockiej Jagiellonii, interesował się militariami. To co go jednak tutaj spotkało nie pozwala mu zachować milczenia.

Trafił do firmy zaopatrzeniowej NFT. Z początku wszystko układało się poprawnie. Kłopoty zaczęły się kiedy jego szef dowiedział się, że Paweł zaczął mieć problemy ze zdrowiem. Przerzucanie kartonów i wyśrubowane normy firmy nie pozwalały organizmowi funkcjonować właściwie. U Pawła pojawił się artretyzm.

Pan Paweł Dakowicz:

„Z początku podczas zmiany trzeba było przerzucić 1050 pudełek, teraz w gorącym okresie trzeba zrobić dwa razy tyle. Monitowałem, do szefa, że z powodu choroby nie daję rady. Nie było odpowiedzi. Na jesieni 2013 próbowano mnie wrobić w napaść na współpracownika. W styczniu złożyłem do firmy zażalenie o prześladowanie w pracy („grievance letter”). Manager podpisał ale zostało bez odpowiedzi. 30 maja manager na mnie wrzeszczał i mnie uderzył. Byłem wtedy w szatni gdzie nie było kamer. Wezwałem policję. Przyjechała policjantka, a kiedy poprosiłem o tłumacza nawrzeszczała na mnie i na tym się skończyło. Manager przyznał się, że użył przemocy wobec mnie ale stwierdził, że było to bo nie chciałem opuścić miejsca pracy.”

Andrzej Rygielski, Wiceprezes Europeans Party: Pawła poznałem kilka dni po wydarzeniu. Bardzo przeżywał zdarzenie. Powiedział: „Przez cały rok mnie dojeżdżali. Psychicznie jestem wrakiem.” Nie ma powodu mu nie wierzyć. Chociaż nie ma nagrania CCTV z szatni, gdzie doszło do zdarzenia, są jego pisma, które składał do firmy i na które nie otrzymał odpowiedzi. To, że nie chciał wyjść z pracy to wierutna bzdura. Nie znam nikogo, kto nie chciałby wyjść z pracy do domu.  Kilka dni temu przyszła z policji Hertfordshire odpowiedź na zażalenie, które Paweł złożył na postępowanie policji. Policja nie ma sobie nic do zarzucenia i twierdzi, że pomocy w tłumaczeniu nie udzielono z uwagi na to, że Paweł mówi po angielsku. Nie zgadzam się z takim podejściem, bo policja nie jest w stanie ocenić stopnia znajomości języka przez obywatela na podstawie krótkiej rozmowy, nie posiada kwalifikacji zawodowych do takiej oceny a w przypadku spraw kryminalnych taka pomoc się należy. Trzeba wziąć pod uwagę, że język angielski, ze swoimi akcentami różni się a sami Anglicy często mówią niechlujnie, w pośpiechu. Dla zdenerwowanego człowieka może być problemem aby zrozumieć czasem obcy język, nawet jeśli mówi się poprawnie. Policja na życzenie poszkodowanego jest zobowiązana pomoc w tłumaczeniu zapewnić a takiej pomocy nie zapewniono. Nie przesłuchano też świadka – pracownika związków, który słyszał jak manager na Pawła wrzeszczał i stwierdzono, że nie było świadka „assault” (napaści). Napaść (assault) może być nie tylko fizyczna. Może być też werbalna a tę część tutaj pominięto. Jest to błąd, ponieważ manager nie ma prawa podnosić głosu na pracownika, świadczy to o złym traktowaniu i taki fakt powinien zostać odnotowany a nie został, bo policja skupiła się na biciu, na które nie znalazła świadka i dlatego nie wszczęła dochodzenia.

„O sprawie poinformowałem przewodniczącego naszej partii Europeans Party, d-ra Tommy Tomescu, który bardzo przejął się sprawą i próbuje on skontaktować się z prawnikiem, który dokona oceny postępowania firmy. Moim zdaniem brak odpowiedzi na zażalenia pracownika jest wbrew prawu.”

Firma NFT ma już złą reputację, po tym jak „zasłynęła” licznymi nieprawidłowościami w 2012 roku. Łamano przepisy BHP, a niektórzy nazywają tę firmę „obozem pracy”. Już wtedy zwracano uwagę, że nie można osiągnąć norm bez narażenia zdrowia. Niestety 6 pracowników, którzy wówczas zareagowali na to złe co się tam dzieje i upublicznili problem, zostało zwolnionych. Przepuklina i zerwane ścięgna to tylko część atrakcji tej pracy. Do tego dochodzi ciągły stres i strach.

Paweł Dakowicz po zdarzeniu wziął kilka dni zwolnienia i otrzymał pomoc psychologa. Za nieobecność w pracy jednak chorobowego nie otrzymał bo firma stwierdziła, że nie może mu wypłacić, z uwagi, iż rozpoczął się nowy rok podatkowy a zwolnienie rozpoczęło się i skończyło na przełomie (sic!).

Jest jednak obecnie bardzo zadowolony bo zwolnił się i ma nowa pracę. Od zakończenia pracy do rozpoczęcia nowej minął zaledwie tydzień.

Paweł Dakowicz: „Kto chce to znajdzie pracę. Chciałbym powiedzieć innym Polakom żeby mieli jaja i się nie bali. Nikt nas tutaj nie zabije za to, że będziemy walczyć o szacunek, który nam się należy za ciężką, codzienną pracę. Oczywiście są wyjątki jak pijany Polak awanturujący się na samolocie, które bardzo ładnie sprzedają się w mediach. Ale w większości jesteśmy ludźmi zasługującymi na szacunek.”